napisz do nas:

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

zadzwoń do nas

32 138 30 35

Justyna Święty-Ersetic

“Nie znam granicy moich możliwości” – wywiad z Justyną Święty-Ersetic

Justyna Święty-Ersetic to tegoroczna złota medalistka IAAF World Relays 2019 czyli nieoficjalnych mistrzostw świata w sztafecie 4×400, brązowa medalistka mistrzostw świata z Londynu w sztafecie 4x400m, halowa wicemistrzyni świata i podwójna mistrzyni Europy z Berlinu w biegu na 400m i sztafecie 4x400m. Dziś przedstawiamy Wam rozmowę z pochodzącą z Raciborza ambasadorką naszej fundacji.

W tym roku zostałaś ambasadorką Stadionu Śląskiego. Co to dla Ciebie znaczy być ambasadorką Stadionu Śląskiego?

Mnie to jak najbardziej cieszy i jestem z tego dumna. Sama pochodzę ze Śląska co prawda nie z Chorzowa, ale mam tutaj przysłowiowy “rzut beretem”. Cieszy mnie to, że wraz z Ewą Swobodą i Anitą Włodarczyk możemy reprezentować województwo Śląskie. Będziemy to robić to godnie i jak najlepiej potrafimy. Mam nadzieję, że już w 2023 roku odbędą się tutaj mistrzostwa Europy podczas których nasze rodziny, najbliżsi będą mogli nas dopingować. Myślę, że bycie ambasadorem takiego obiektu doda nam jeszcze więcej sił do uzyskiwania jeszcze lepszych wyników.

Właśnie wspominasz o możliwych mistrzostwach Europy w 2023 roku. Ty planujesz starty do tego czasu? Widzisz się na tym stadionie za pięć lat?

Póki co o tym nie myślę i najważniejsze są dla mnie igrzyska olimpijskie w Tokio, które odbędą się w przyszłym roku. Dlatego nie wybiegam tak daleko w przyszłość bo chyba bym zwariowała, gdybym myślała co będę robiła za pięć lat. Oczywiście bardzo bym chciała, ponieważ startowałam już w Halowych Mistrzostwach Świata w Sopocie, gdzie atmosfera i organizacja była na najwyższym poziomie. Wówczas nie mogła przyjechać moja rodzina i taką rekompensatą dla mnie i dla nich byłby właśnie mój start na otwartym stadionie przed własną publicznością.

Planujesz na tym obiekcie jakieś swoje treningi?

Treningi raczej nie mam stadion nowo wybudowany w Raciborzu, jednak pojawię się na starcie wszystkich mitingów, które odbędą się w Kotle Czarownic. Mam nadzieję, że wyniki będą co najmniej tak dobre jak te z ubiegłego roku.

Twoje najlepsze wspomnienia ze Stadionu Śląskiego?

Zdecydowanie memoriał Janusza Kusocińskiego z ubiegłego roku, gdzie podczas biegu pokonałam legendę światowej lekkiej atletyki – Amerykankę Allyson Felix. Była to wtedy dla mnie ogromna niespodzianka i wszyscy na trybunach żyli tym biegam, a to dodało mi tylko sił do dalszej ciężkiej pracy czego efektem był start w mistrzostwach Europy. Mam nadzieję, że za rok będę mogła opowiedzieć inną historię z tego pięknego obiektu.

Stadion Śląski to obiekt do bicia rekordów życiowych?

Myślę, że tak. Ta bieżnia jest bardzo szybko czego dowodem są ubiegłoroczne wyniki, a obiekt wizualnie jest piękny. W tym roku Memoriał Kamili Skolimowskiej będzie miał miejsce na tydzień przed naszym wylotem na ostatnie zgrupowanie przed mistrzostwami świata w Doha. Forma powinna być wtedy już wysoka i mam nadzieję, że uzyskamy wartościowe wyniki, a kibice będą nas mocno dopingować.

Halowe Mistrzostwa Europy w Glasgow 2019 były dla Ciebie słodko-gorzkie.

Niestety nie udało się wywalczyć tym razem medalu indywidualnie. W tym biegu nie było “murowanej” faworytki i tak naprawdę każda z tych zawodniczek mogła zostać mistrzynią Europy. Hala rządzi się swoimi prawami i tak jak w tym biegu decydującym momentem w tym biegu było zejście po 150 metrów przy którym byłam nieco zamknięta i nie byłam na tyle szybka, żeby otworzyć mocniej. Potem nie było jak wyprzedzać bo rywalki biegły dość szeroko i zabrakło po prostu mocy. Zrekompensował to zdecydowanie bieg sztafety. Już przed tymi mistrzostwami miałyśmy najlepszy wynik i byłyśmy faworytkami, jednak trzeba było to potwierdzić w Glasgow. Od początku bieg ułożył się po naszej myśli i kiedy widziałam co zrobiły Ania i Iga wiedziałam, że tego nie można już przegrać.

Sezon letni zbliża się wielkimi krokami. Jak wyglądają Twoje przygotowania?

Tak naprawdę przygotowania do tegorocznego sezonu letniego rozpoczęłam stosunkowo późno bo dopiero w marcu, a było to zgrupowanie w Afryce. To dla mnie najgorszy obóz w ciągu roku, bo nagle jest przeskoczenie z treningu bardzo wytrzymałościowego, spokojniejszego, do takiego, gdy trzeba wrzucić szybsze przełożenie i biega się na pełnych obrotach. Czasami taki trening kończy się dla mnie bardzo źle, dla pozostałych dziewczyn również. Następnie trochę pracy tutaj na miejscu, choć pogoda nie zawsze pozwalała w pełni wykonać swoje założenia, po świętach trzytygodniowy obóz w Japonii, gdzie również po raz pierwszy wystartuje w sztafecie wraz z dziewczynami (11-12 maja w Jokohamie) podczas IAAF World Relays. Mam nadzieję, że już tam wywalczymy kwalifikację na mistrzostwa świata, a potem “maszyna startowa” nabierze tempa i będą kolejne mitingi.

Tegoroczny sezon nieco “wydłużony”, bo mistrzostwa świata dopiero na przełomie września i października. Musieliście wraz z trenerem zmieniać nieco przygotowania w porównaniu do poprzednich lat?

Ja się śmieję, że to nie mój problem, a naszego trenera, która ma niezłą zagwozdkę w tym roku. Wierzę, że bardzo dobrze poradzi sobie z tą sytuacją i planowany szczyt formy przyjdzie na początku października. Na tę chwilę nie potrafię sobie wyobrazić szybkiego biegania w październiku, bo zawsze sierpień to impreza docelowa i potem można już odpoczywać. Teraz po mistrzostwach świata mamy jeszcze Wojskowe Mistrzostwa Świata pod koniec października, gdzie również trzeba wystartować i sezon znacznie się wydłuża. Po sezonie nie będzie też czasu na regenerację, bo zaraz zaczynamy przygotowania do sezonu olimpijskiego. Ten rok będzie na pewno ciekawym doświadczeniem dla mnie i pozostałych lekkoatletów.

Katar to specyficzny klimat czy macie już pomysł co stosować. Podobno związek planuje zakup specjalnych kamizelek “chłodzących”.

O tym pomyśle dowiedziałam się również z mediów, zobaczymy jak tam będzie. Opiekę medyczną będziemy mieć na najwyższym poziomie i wszystko będzie przebiegało bardzo dobrze. Przed mistrzostwami udamy się jeszcze na obóz klimatyczny do Turcji, gdzie warunki będą właśnie podobne do tych w Katarze, więc mam nadzieję, że szczyt formy przyjdzie właśnie na mistrzostwa świata.

Jaki jest Twój kres możliwości? Złamanie granicy 50 sekund?

Tak naprawdę nie wiem gdzie jest ta granica nigdy nawet nie przypuszczałam, że w swojej karierze sportowej “połamie” granicę 51 sekund. Finałowy bieg w Berlinie dodał mi wiary w moje możliwości i przekonał mnie, że być może uda się przełamać granicę 50 sekund. Teoretycznie jestem blisko, jednak tu liczą się już niuanse i czeka mnie dużo pracy, aby ten cel udało się zrealizować. Zdaje sobie sprawę, że ten cel jest dużo bardziej realny niż kiedyś i mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda.

Poziom 400m w Polsce jest bardzo wysoki. To Was jeszcze bardziej napędza?

Oczywiście, że tak. Kiedy jedna z nas poprawia swoją “życiówkę” to chciałoby się również poprawić swój rekord i wciąż dorównywać sobie kroku. Na bieżni jesteśmy rywalkami, ale już poza nią wspieramy się na treningach i jesteśmy dobrymi koleżankami. Mam nadzieję, że do igrzysk olimpijskich w Tokio poziom naszej 400-metrówki będzie jeszcze wyższy i tam powalczymy.

Twoje życie zmieniło się po mistrzostwach Europy?

Troszkę się zmieniło, ale czy jakoś istotnie to myślę, że nie. Po tych mistrzostwach Europy stałam się bardziej popularna. Wpływ też miał na to odstęp czasowy pomiędzy finałem indywidualnym i sztafetą zaledwie półtorej godziny. Po tych dwóch złotych krążkach zrobił się mały “boom” na moją osobę co mnie cieszy. Mam nadzieję, że moje wynik zainteresują więcej osób “Królową Sportu” jaką jest lekkoatletyka. Takie zjawisko można było już zauważyć podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, który miał miejsce właśnie po tych mistrzostwach, gdzie na trybunach zasiadło ponad 40 tysięcy kibiców! Ja staram się skupić na tym co jest teraz i co będzie czyli wyznaczać sobie kolejne cele i do nich dążyć.

Jak wyglądał powrót do Raciborza?

Mąż Dawid przyjechał po mnie do Katowic. Wysiadł z czarnego samochodu. Zapytałam go, gdzie są nasze, a on na to: “Aaa, mój jest zepsuty, a twój pożyczył Mariusz”. Myślę sobie: “Tak, na bank!”. Okazało się, że to był samochód prezydenta miasta. Szofer zawiózł nas na boisko szkoły podstawowej, gdzie czekały tłumy ludzi.

Tokio 2020 to impreza na której możecie w sztafecie sprawić niespodziankę? A może indywidualnie?

Chciałabym bardzo coś ugrać w Tokio indywidualnie, jednak jestem realistką i wiem, że większe szanse są właśnie w sztafecie, jednak zostawiam sobie furtkę na marzenia. Dlatego też mam nadzieję, że uda się tam sprawić niespodziankę też indywidualnie i awansować do finału igrzysk olimpijskich, a w nim tak naprawdę może zdarzyć się wszystko. Przede wszystkim szczyt formy musi przyjść właśnie na Tokio i to nie tylko mój, bo aby powalczyć w sztafecie każda z nas musi być w maksymalnej formie.

Mówicie do siebie nawzajem „Grażynki”. Skąd to się wzięło?

Kiedy do nas przychodziła Paulina Guba zawsze nas tak nazywała, a wszystko wzięło się stąd, że po finale mistrzostw Europy w sztafecie – Iga Baumgart powiedziała coś takiego w wywiadzie telewizyjnym. Teraz jesteśmy nie tylko “Aniołkami Matusińskiego”, ale również tradycyjnymi polskimi “Grażynkami”.

Zawsze jesteście w tak dobrych humorach i tak dobrze nastawione do siebie czy bywają konflikty?

Między nami nie ma żadnych konfliktów i nigdy nie było. Oczywiście codziennie nie jesteśmy w takich dobrych humorach i nie tryskamy takim humorem, bo na obozach po prostu tęsknimy też za rodzinami, domem i to samopoczucie nie jest wtedy takie dobre. Wiadomo, że jak jest też cięższy humor to po nim nie jesteśmy w idealnych humorach, ale najważniejsze jest to, że nie ma “zgrzytów” między nami, a to tylko scala naszą sztafetę w jedność.

Gdybyś nie wybrała lekkoatletyki, to…?

Kiedyś chciała zostać piłkarką, ale w sumie to nie wiem czy poszłabym w tym kierunku. To był taki mój kaprys, żeby mieć własne korki, ale nie zawsze chciała w tą piłkę grać <śmiech>. Nigdy nie zastanawiałam się tak naprawdę co by było, gdyby. Cieszę się, że wybrałam tą drogę i robię to co lubię, a za tym idą moje wyniki sportowe. Mam nadzieje, że z roku na rok będą coraz lepsze.

Kiedy uznałaś, że bieganie to jest to, co chce robić w życiu?

Przełomowe były mistrzostwa Polski w 2012 roku, kiedy poprawiłam rekord życiowy i zakwalifikowałam się na igrzyska olimpijskie. To było ogromne zaskoczenie. Uwierzyłam, że mogę. Dokonałam tego rok po rozpoczęciu współpracy z Aleksandrem Matusińskim. Niedawno zdałam sobie sprawę, jak długo pracujemy razem. Ile my ze sobą wytrzymaliśmy!

Podczas 84. Plebiscytu Przeglądu Sportowego 2018 zajęłaś czwarte miejsce wyprzedzając m.in Roberta Lewandowskiego czy Anitę Włodarczyk. Zaskoczyła Cię Twoja popularność?

Dla mnie było ogromnym zaszczyty to, że znalazłam się w pierwszej “10” najlepszych sportowców w Polsce w 2018 roku. Wiele osób mówiło mi, że mam szansę przebić się nawet do czołowej trójki, jednak ja tak naprawdę nie myślałam o tym. Cieszyłam się, że mogę być w tak doborowym towarzystwie, a każde “oczko” wyżej 10. miejsca to była jeszcze większa radość. Udało się pokonać wielu naprawdę znakomitych sportowców co było dla mnie sporym zaskoczeniem, ale i wyróżnieniem. Na gali wspominałam, że czwarte miejsce dla sportowca jest najgorszym z możliwych miejsc, ale w tym plebiscycie brałabym je “w ciemno” przed rozpoczęciem głosowania. Mam nadzieję, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa i znajdę się w kolejnym plebiscycie jeszcze wyżej, jednak aby tak się stało ten rok musi być kolejnym wyjątkowym rokiem w mojej karierze sportowej w którym muszę dać z siebie 110 procent.

Co trzeba zrobić w 2019 roku, by znów być w czołówce naszego plebiscytu?

Poprzeczka została zawieszona bardzo wysoko po ostatnim sezonie. Całe szczęście tym razem nie grozi mi bieganie dwóch konkurencji w ciągu półtorej godziny. Tym razem finały podczas mistrzostw świata w Katarze na 400 m i sztafety 4×400 dzielą dwa dni, co nie znaczy, że będzie łatwiej. Myślę, że zdobycie choćby jednego medalu w Doha da mi już nominację w kolejnym plebiscycie. Jednak nie będzie to proste zadanie, ale mam nadzieję, że z Kataru wrócę z medalem, a może nawet dwoma.

Sportowe małżeństwo to idealna para czy mieszanka wybuchowa?

Można powiedzieć, że jedno i drugie. Ma to oczywiście sporo plusów, ale również minusów. Przede wszystkim zgrupowania moje jak i mojego męża w różnych miejscach. bardzo sporadycznie zdarza się, że pokrywają nam się te zgrupowania lub chociaż zazębiają. Często jest tak, że ja wracam ze zgrupowania, a Dawid akurat na nie się pakuje. Z drugiej strony plusem jest to, że rozumiemy się wzajemnie i to co robimy. Przez to nie ma niepotrzebnych zgrzytów w domu.

Dawid jest zapaśnikiem i też całe tygodnie spędza na zgrupowaniach. To jest małżeństwo na telefon?

Niestety tak jak wspominałam głównie w tej chwili tak wygląda nasze małżeństwo, ale jak już jesteśmy razem ze sobą to staramy się go wykorzystać jak najlepiej się da. Sport nie trwa wiecznie i wszystko kiedyś się kończy, a póki co każdy z nas jeszcze ma coś do udowodnienia i spełniania w swoich karierach. Dlatego cały czas mocno się wspieramy w osiąganiu naszych celów.

Mąż sportowiec to też jest psycholog?

Kiedy ja mam gorszy dzień to Dawid pomaga mi go przetrwać np. podczas treningów na miejscu jest ze mną i dopinguje mnie co mi bardzo pomaga. Przede wszystkim on też rozumie ile to mnie kosztuje sił i poświęceń, potrafi pocieszyć, wesprzeć i można powiedzieć, że jest takim moim indywidualnym psychologiem i motorem napędowym.

Masz pomysł na siebie po sporcie?

Na pewno nie wyobrażam sobie tego, że będę siedziała cały dzień w domu przy garach. Może zostanę przy sporcie, może zajmę się czymś innym. W tym momencie nie mam pojęcia, jak to będzie. Trochę mnie to przeraża, że na razie nie mam planu na dalsze życie. Myślę jednak, że kiedy przyjdzie czas powiedzenia sobie “dość”, to pojawi się nowy pomysł.